poniedziałek, 13 sierpnia 2007

Cenzura, czyli jak ob(n/r/?)ażono Czarną Mambę

No i stało się!
Bezkarne oczernianie niewiniątek zakończone!

Czarna Mamba zmuszona do usunięcia nienawistnego posta ze swojego bloga!
Cieszcie się wszyscy hipokryci i zawszeńcy o kaczej orientacji. Wolność wypowiedzi to wymysł antykatatolickiej mniejszości ras mieszanych. Nie przystoi korzystać z niej osobom o wątpliwej reputacji, niepewnym fenotypie i jednoznacznie prymitywnych cechach frenologicznych.
My niemiłościwie tu zrządzący nie zgadzamy się aby opluwano nas: nieskazitelnych, idealnych, wspaniałych, nieugiętych i zawziętych, samolubnych i samouwielbianych.
Tak mogłyby wyglądać wypowiedzi osób dotkniętych wspomnianym postem. Na szczęście nie wyglądają, smutne jednak, że post zniknął, bo był całkiem zabawny, szczególnie patrząc z perspektywy mojej (socjopaty). Nasuwa się spostrzeżenie, że choć istnieje wolność słowa to z obawy przed konsekwencjami, czy negatywnymi reperkusjami swych wypowiedzi, ludzie często stosują autocenzurę. Będąc krytykowanym, nawet nie wprost, ba, nawet nie będąc pewnym, że krytyka ich dotyka, krytykowani starają się za wszelką cenę udowodnić, że jest ona (krytyka) nieprawdziwa, zła i szkodliwa.

Trochę pokory, psuBracia i piSiory...

P.S.
Po przeczytaniu swojego tekstu (sorry za powtórzenie) stwierdziłem, że pociągnąłem w jedną stronę. To niesprawiedliwe. Więc teraz równoważnia:
Otóż zapędy cenzorsko-kontrolne mają również debilni zwyrodnialcy z Legii Pruskich Rasistów, do spółki ze swoją homofaszystowską młodzieżówką Odzież Wieśpolska. Ich pozdrawiam również. Gestem Kozakiewicza.

wtorek, 10 lipca 2007

Fala

No i stało się: mamy w biurdelu falę! Wchodzi do nasz koleżanka i prosi:
  • "Czy mógłby, któryś z was zmienić butlę?".
Chodzi o butlę w dystrybutorze z wodą, zazwyczaj czynność ta wymaga udziału mięcizny. Ale ponieważ mamy świeżych młodych kolegów to co robimy? Wydajemy komendę do młodego (ale już całkiem starego):
  • "Te młody, sieknij w dekiel swojego młodego coby butle koleżance podmienił".
Działa wyśmienicie, a my nie musimy ruszać dupy.

Chi-Tai-Too Chi-Poo, czyli rozpocząłem przygodę z Tai Chi

Wczoraj poszedłem na pierwsze zajęcia z Tai Chi. Wybierałem się dość długo, ot kilka lat, ważne że w końcu dotarłem. Na pozór sprawa wygląda dość banalnie - ruchy wydają się proste. Problem pojawia się gdy próbuję je powtórzyć - koordynacja ruchu stóp i rąk oraz obrotów tułowia pozostawia u mnie wiele do życzenia. Ale nie zrażam się w końcu od czegoś trzeba zacząć, nie od razu jest się mistrzem.
Najważniejszy jest efekt końcowy - 2 godziny minęły błyskawicznie, aż szkoda było, że nie poćwiczę jeszcze, a po wyjściu odczuwałem stan lekkiej euforii. Już się nie dziwiłem dlaczego, ci którzy ćwiczą od dawna są zawsze jakoś tak lekko uśmiechnięci.

czwartek, 5 lipca 2007

Klient co wyczuł niuans

Rozmowa z klientem, klientem który wyczuł niuans.

[Klient] - Cześć, jest W*****?
[Ja] - Nie ma.
[Klient] - Hmmm... Ciebie nie będę pytał, bo jak zwykle nic mi nie powiesz. Przekaż W. żeby do mnie zadzwonił. Ale wiem, że nie zadzwoni, więc ja jeszcze zadzwonię.

Ten krótki dialog przedstawia prawidłową postawę zorientowanego klienta. Tak trzymać! I dawać przykład innym!

wtorek, 3 lipca 2007

Klubodajka

Rozmawiałem ze znajomym, który bywa czasem "klubowiczem". Opowiedział mi dziwczynach, które spędzają wolny, wieczorowo-nocny czas włócząc się od klubu do klubu. Niektóre lubią "dać" w kiblu, czy gdzieś w okolicach klubu. Wymyśliłem im nazwę: Klubodajka.

wtorek, 27 lutego 2007

Jestem, kurwa, chory!

Od wczoraj jestem, kurwa, chory. Może nie czuję się najgorzej (bywało tak nie raz) ale poziom tolerancji dla otoczenia mam prawie zerowy. Wkurza mnie wszystko, zaczynając od tego że mam zapchaną knutnię. Wkurwiał mnie dzwoniący u Wojtka telefon - więc odłożyłem słuchawkę, bo debilne próby porozmawiania z Wojtkiem, czynione przez naiwnych kretynów zwanych klientami rozpierdalały mi łeb swoim wiercącym buczeniem.

poniedziałek, 19 lutego 2007

Stypa czyli trzydzieste urodziny Trupa

W piątek 16 lutego odbyła się stypa, czyli 30. urodziny Trupa. Nazwę przepowiedziałem jakiś tydzień przed imprezą, nie spodziewając się, że okaże się tak trafna. Otóż jubilat zszedł przed 22. malowniczo obryzgując treścią żołądkową najpierw toaletę, a następnie teren przed klubem, dokąd został wyholowany przez współbiesiadników. Pozostali goście przeżyli. I jak to na stypach bywa, huczną zabawą uczcili zejście kamrata. Orgia, tradycyjnie, zakończyła się w Sofii.
Reasumując imprezka odbyła się według standardowego scenariusza zatwierdzonego przez Zarząd jako Scenariusz Ymprez Firmowych (w skrócie SYF):
  1. 1. Udać się w miejsce, które nie odpowiada większości uczestników
  2. 2. Najebać się tak, żeby światło nie mogło przebić się przez opuchnięte powieki
  3. 3. Pójść do Sofii aby upojenie alkoholowe uległo pod naporem nagich ciał tancerek, dzięki czemu powrót do domu, będzie mógł odbyć się w stanie naprężenia a nie zwiotczenia członków i umysłu.

czwartek, 15 lutego 2007

Tłusty Czwartek

Dzień zaczął się leniwie, jak zwykle. Przydział pączków skromniutki - jedna sztuka na paszczę. To nie wnosi ożywczego ducha w wątłe ciała programistów, jak i personelu pomocniczego.
Do pozytywów zaliczyć można wczorajszą opinię prezesa, iż nasz pokój jest najbardziej oryginalny. Tłumaczę to sobie tak:
W waszym pokoju pracują najbardziej kreatywni ludzie w całej firmie! Gratuluję i życzę kolejnych zawodowych i pozazawodowych sukcesów! Gdyby więcej było takich skurwysynów jak wy, ta firma dawno by już zbankrutowała!
Na opinię prezesa wpłynął sporządzony przeze mnie brelok do klucza od szafki ze zbiornikiem wody do ekspresu do kawy. Brelok składa się z półmetrowej długości pudełka od listwy zasilającej, które jest lekkie, łatwo rzuca się w oczy, trudno schować je w kieszeni oraz, co stanowi bardzo przyjemny dodatek, w chwilach spoczynku służy jako półeczka pod kluczyk.
Ale wróćmy do głównego punktu programu dzisiejszego dnia - pączków. Otóż okazały się bardzo smaczne i co najważniejsze, dzięki wykorzystaniu pewnej dozy przebiegłości udało mi się wyłudzić jeszcze kilka, od osób które z różnych względów pączków nie jedzą. Ja je jem. Bo ja je lubię!

poniedziałek, 12 lutego 2007

Jak pogonić Barana, Wodnika i Raka?

Dzisiejsza rozmowa z Trupem, a właściwie jej zakończenie, natchnęło mnie do spłodzenia listy odzywek odganiających ludzi spod konkretnych znaków zodiaku.
  • Baran: Be, be, beee!
  • Byk: Idź się wydój!
  • Bliźnięta: Idź na ksero!
  • Rak: Idź pod nóż!
  • Lew: Idź do fryzjera!
  • Panna: Idź się nadziej!
  • Waga: Idź się zważ!
  • Skorpion: Idź kujnąć się w czoło/czoko!
  • Strzelec: Idź się zastrzel!
  • Koziorożec: ???
  • Wodnik: Idź się utop!
  • Ryby: Idź się usmaż!
Proszę czytelników o uzupełnienie luk.

Czy w Kijowie jest kijowo? cz. I

W dniach 7-9 lutego miałem okazję gościć w stolicy Ukrainy - Kijowie. Uprzedzając fakty, informuję niecierpliwych czytelników, że wróciłem, żywy, cały i zdrowy, nic nie zostało mi zrabowane ani uszkodzone.
Fascynująca, pełna przygód wyprawa na wschód rozpoczęła się na lotnisku w Warszawie, gdzie tępa pani wydająca karty pokładowe uznała, że 100ml żelu mi wystarczy na pokładzie samolotu... Chcąc nie chcąc, ponieważ żeli miałem kilka, w różnych kolorach, smakach i aromatach, bo jestem zwolennikiem efektów specjalnych, wrzuciłem wszystko do plecaka i kazałem jej to zabrać. Jednym słowem zostałem zmuszony do nadania bagażu. Wielce mnie to ucieszyło, gdyż nie ma większej uciechy dla pasażera samolotu niż poszukiwanie zaginionego bagażu. Nadając bagaż liczyłem jednakże, iż nie zostanie zagubiony, a żele samodzielnie ładnie się pomieszają.
Po przylocie, odnalezieniu bagażu (uff!) i przejażdżce czteropasmową autostradą (drogi to oni mają), poddałem się ponownie (byłem już tu pół roku temu) makabrycznemu urokowi miasta Kijów.
Miasto jest wielkie, dużo większe niż Warszawa. Malowniczo rozlewa się po obu brzegach rzeki Dniepr. Droga z lotniska wiodła początkowo przez tereny leśne by następnie gwałtownie wpełznąć pomiędzy rozległe zabudowania mieszkalne. To nie to co nasze bloki. One mają nawet po 25 pięter. Możecie sobie wyobrazić wielkie blokowisko, ze szczątkową zielenią porośnięte przez zabudowania przewyższające warszawskie o średnio 10 pięter. Tak wyglądają dzielnice mieszkaniowe Kijowa. Z ciekawostek można zauważyć, że praktycznie wszystkie balkony są zabudowane. Jak okazało się później spowodowane jest to chęcią lepszego ogrzania mieszkań i, częściowo, powiększenia metrażu.
c.d.n.

wtorek, 6 lutego 2007

O wyższości PHP nad Javą

Jak podpowiedział mi nieoceniony w tej dziedzinie Bonifacy w PHP istnieje bardzo przydatna i ciekawa funkcja extract nieobecna w tak uznanym języku jak Java.
Owa funkcja z wdziękiem rozrzutnika obornika produkuje zmienne prosto z tablicy asocjacyjnej. Jakaż to wygoda dla programisty, który nie musi już ręcznie przemapowywać elementów tablicy na zmienne, PHP zrobi za niego to samo!
Dla osób, których wyobraźnia bardziej podatna jest na skojarzenia wizualne mam taką propozycję prezentacji działania tejże funkcji:
Wybraźcie sobie pole... Świeżo zaorane pole... Na pole wjeżdża rozrzutnik obornika (obornik zgromadzony w rozrzutniku to nasza tablica asocjacyjna). I teraz zaczyna się najlepsze - rozrzutnik zaczyna pracę równo obsypując pole nawozem (wyprodukowane zmienne). W rezultacie widzimy pięknie zaorane pole obsrane równo gnojem. Czyli funkcja extract w pełnej krasie!
Znam jedną osobę, która bardzo często stosuje tę funkcję, jest to pan S.

Dlaczego Czarna Mamba nie wchodzi do Nory

Od początku swej obecności Czarna Mamba unika Nory jak ognia. Każdego dnia ma wiele okazji aby znaleźć się w Norze, lecz kurczowo trzymając się futryny powstrzymuje swe nogi od wejścia do Nory.
Dziś zastanowiłem się dlaczego tak jest, co się dzieje w umyśle ;) Czarnej Mamby, że nie chce przekroczyć progu Nory.
Otóż powodem tego jest masochistyczna potrzeba odmawiania sobie przyjemności. Poprzez powstrzymanie się od większej, silniejszej emocjonalnie przyjemności Czarna Mamba zaspokaja swe potrzeby czerpiąc mniejszą ale długotrwałą przyjemność z tej delikatnej ascezy.

Przedwczesny wytrysk, czyli zaczynam choć nie powinienem

Jestem Miszka Gruszkow znam się na wszystkim, choć konkretnie na niczym.
Idąc w ślady maich druzja Silnego i Bonifacego założyłem sobie bloga. Nie wiem po co, wiem dlaczego. Oni mają to ja też będę miał!
Mai druzja to uznani hakierzy, ja niestety im nie dorównuję, więc nie będę koncentrował się na tematyce XSS, CVS, PCV i WC jak moi znamienici koledzy a raczej obejmę szerszy zakres tematyki komputerowo socjologicznej.